Recenzja filmu

Kret (2010)
Rafael Lewandowski
Borys Szyc
Marian Dziędziel

Wszystko zostaje w rodzinie

Już dawno w polskim kinie nie słyszałem, by dialogi brzmiały tak naturalnie, melodyjnie.
Czułem, że tak będzie. W recenzjach "Kreta" krytycy na wszystkie możliwe sposoby odmieniają słowo "lustracja", ale zdają się nie zauważać najważniejszego wątku w filmie: trudnej miłości ojca do syna oraz pytania o to, jak wiele jest się w stanie poświęcić dla rodziny. Potem muszę czytać, że reżysera zgubiły zdrowy rozsądek i polityczna powściągliwość (cytuję za tekstem z miesięcznika "Film"). Przepraszam bardzo, ale artysta nie jest liderem partii i wcale nie musi wbiegać z kamerą na barykady.

Rafael Lewandowski nie ma natury mąciciela. Ubeckie teczki otwiera nie po to, by rozdawać ciosy na lewo i prawo, lecz by przyjrzeć się ludziom, których nazwiska znajdują  się w owych teczkach. Zygmunt (zasłużona nagroda w Gdyni dla Mariana Dziędziela) stanął w latach 80. na czele górniczej demonstracji przeciwko komunistom. Doszło wówczas do zamieszek, w wyniku których zginęło kilku protestujących. Trzy dekady później dziennikarzom udaje się dotrzeć do dokumentów świadczących o tym, że w trakcie strajku Zygmunt współpracował z esbecją. Na pierwszych stronach gazet heros opozycji zostaje przemianowany na zdrajcę. Jego syna (Szyc) trapi wątpliwość: czy jakaś nieprzyjazna dusza odwaliła krecią robotę, czy też może ojciec naprawdę sprzedał się reżimowi?

Lewandowski zaczynał karierę jako dokumentalista i kilka pozytywnych nawyków pozostało mu z tego okresu. Po pierwsze, przedkłada cierpliwą obserwację nad nagłe skoki napięcia. Pozwala widzom zaznajomić się z bohaterami, poznać ich marzenia, motywacje, przyzwyczajenia, zalety i wady. Kamera jest niemalże cały czas "przylepiona" do twarzy. Dlatego, gdy karty zostaną wyłożone na stół, dużo trudniej będzie kogoś potępić. Po drugie, reżyser przykłada ogromną wagę do dialogów. Już dawno w polskim kinie nie słyszałem, by brzmiały one tak naturalnie, melodyjnie. Gdy obiektyw kamery wślizguje się do kuchni, by zarejestrować wspólny posiłek, odnosi się wrażenie, jakby właśnie weszło się w czyjś mikroświat, utkany z serii drobniutkich gestów i spojrzeń. Tutaj rodzina jest rodziną, a nie zbiórką aktorów klepiących tekst ze scenariusza. Podobnego wrażenia doświadczam, oglądając filmy Mike'a Leigh'a. A to już światowa ekstraliga.

Był miód, pora na łyżkę dziegciu. W filmie zawodzą na całej linii postaci kobiece, które (jak przystało na naszą kinematografię) mają siedzieć cicho przy garach i wychowywać dzieci. Dla przykładu: ojciec synowej Zygmunta, Ewy, był jedną z ofiar zamieszek. Można by się więc spodziewać, że po wysłuchaniu dziennikarskich rewelacji dziewczyna będzie miała parę trudnych pytań do teścia. Jednak w "Krecie" one nie padają. Ewa bardzo niemrawo jedynie sugeruje mężowi, że może nadszedł czas, by wyprowadzić się z mieszkania jego papy.  Lewandowski mógł też nie iść w stereotyp i nie demonizować przesadnie "złego" ubeka. Dość wspomnieć, że gdy grający go Wojciech Pszoniak wspina się w jednej ze scen po ciemku po schodach kamienicy, przypomina raczej Nosferatu, a nie zmęczonego starca.  

Żeby jednak nie było, że minusy przesłaniają plusy: na "Kreta" naprawdę warto się wybrać. To jeden z najbardziej dojrzałych debiutów ostatnich lat.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czy możemy uciec przed piętnem przeszłości? Na to jakże filozoficzne pytanie próbuje odpowiedzieć Rafael... czytaj więcej
Debiut fabularny Rafaela Lewandowskiego zapowiadał się dobrze. Mógł być dobrym filmem poruszającym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones